Tego dnia mieliśmy się zgłosić do szpitala w Kajetanach o 8 rano. Zastała nas wyjątkowo długa kolejka, ja z myślą że Hela jest bez jedzenia, i jesteśmy z malutkim dzieckiem wepchnęłam się i poprosiłam o przyjęcie – udało się 🙂 20 maja 2013
Sala w której spędzimy najbliższych kilka dni wyglądała przyjaźnie i czysto. Łóżko dla mamy i łóżeczko dla dziecka, sale dwuosobowe. Kazano nam przebrać dziecko w piżamkę i czekać, aż ktoś przyjdzie po nas na operację. Czekaliśmy jakąś godzinę i przyszła Pani, która poprosiła jednego z rodziców. Ja zabrałam Helę i poszłam z Panią, podpytywałam ją ile to bedzie trwało itp., ale nie była zbyt rozmowna. Kazano mi założyć czepek i ubranie, czekałam w takiej przejściowej sali aż ktoś po mnie przyjdzie. Hela była uśmiechnięta rozbawiona, nam jednak nie było do śmiechu. Nie zdawałam sobie sprawy jak trudno jest oddać dziecko na operację, miałam poczucie, że robię jej tym krzywdę, zadecydowałam, że będą ją kroić i wiercić w czaszce, umieszczać w jej małym ciele – obce ciało.. Źle mi z tym było. Przyszedł ktoś po mnie, byłam tak zdenerwowana, że nie pamiętam czy to był Pan czy Pani. Pamiętam długi korytarz, wszystko super nowoczesne, po lewej mijaliśmy kilka sal operacyjnych, w końcu weszliśmy do jednej z nich. Na środku znajdował się stół operacyjny, wszystko było sterylne i zrobiło na mnie pozytywne wrażenie. Jakiś lekarz kazał mi usiąść z Helą na rękach, zapytałam o te wyniki krzepnięcia krwi i powiedział, że nasz lekarz pediatra musi się jeszcze wiele nauczyć, kazał mu przekazać, że inne są prawidłowe wartości dla dzieci, a inne dla dorosłych, że Hela ma idealną krzepliwość krwi i nie będzie krwawić. Przyłożyli jej szybko maskę do buzi , ona wzięła parę oddechów szarpiąc się i po chwili zasnęła, jej ciało zrobiło się miękkie. Pani pielęgniarka nagle zabrała mi ją z rąk, położyła na stole operacyjnym i kazali mi wyjść. Zapytałam tylko kiedy mamy po nią się zgłosić. Odpowiedzieli, że przyjdzie po nas pielęgniarka, bo musimy być przy wybudzaniu Heli. Pan doktor powiedział żebyśmy poszli coś zjeść bo później będziemy potrzebni. Ale jak tu myśleć o jedzeniu??? Naprawdę był to ogromny stres i poczucie winy, że nasze dziecko będzie miało operację…. Poszliśmy do restauracji, ale ciężko było coś przełknąć….
Operacja miała trwać od godziny do półtorej. Po pół godziny już czekaliśmy w naszej sali, byliśmy bardzo zdenerwowani… Po półtorej godziny zawołała mnie Pani i zaprowadziła do sali wybudzeń. W oddali płakało jakieś dziecko, ale Heli nie widziałam- okazało się, że Heli tam jeszcze nie ma i że pomylili mnie z inna mamą! Żałosne to było, biedne dziecko same czekało na swoją mamę, a tu taka pomyłka. Wróciłam więc z powrotem do Dominika i za chwilę znowu mnie poproszono, weszłam i ujrzałam śpiącą Helcię, leżała na boku, była podłączona do różnych maszyn, mocno spała. Jej głowa była zabandażowana bardzo grubo dookoła, z głowy wystawała strzykawka z kilkoma kroplami krwi… Smutno mi było, że musiała to przechodzić, wiem że spala i nic nie czuła mimo to, ponownie pojawiło się we mnie poczucie winy. Hela spała i spała, a ja siedziałam przy niej, Pani nie pozwalała mi jej dotknąć powiedziała że mam siedzieć i czekać więc tak zrobiłam. Nagle znienacka pojawił się lekarz dr Mrówka , podął mi rękę i powiedział, że wszystko poszło gładko, że nic nie zostało uszkodzone. Powiedział, że operacja odbyła się najnowszą metodą i że powinniśmy zacząć myśleć o drugim implancie jak wszystko się zagoi. Po jakiś 20 minutach Hela zaczęła się poruszać i wiercić, w końcu wzięłam ją na kolana, a ona dalej odsypiała. Było tam kilka pielęgniarek, mówiły na Hele „implancik”. W sumie po jakiejś godzinie mogłyśmy już iść do swojej sali, Dominik czekał na nas. Zaniosłam ją na rękach do sali… Cieszyliśmy się, że już po wszystkim, że jest już z nami. Cały dzień spała i prawie nie jadła…. Ale chyba nic ją nie bolało, bo sen miała mocny. Tego dnia tylko my mieliśmy operację wszczepienia implantu. Musieliśmy cały czas uważać na tą strzykawkę, która wystawała spod opatrunku, zbierała się tam krew. Tego dnia przyjechało więcej dzieci, ale miały one mieć operację drugiego dnia, wszyscy z zaciekawieniem patrzyli na Hele i podpytywali o wszystko. W szpitalu byliśmy 3 noce, codziennie odwiedzał mnie Dominik i Mama, przywozili jedzenie i pomagali z Helą bo momentami było ciężko. Hela 2 dni wcześniej zaczęła raczkować więc ciągle się przemieszczała po sowim łóżeczku. Agata też u nas była. Dobę przed wyjściem ze szpitala, zdjęli Heli opatrunek, miała 1/4 główki ogolone, szew był dosyć spory, tuż za uchem, prawie wielkości ucha. Warunki były rewelacyjne, jak w jakimś hotelu, klimatyzacja, plazma, super czysto, dobre jedzenie, po zdjęciu opatrunku zostaliśmy jeszcze dobę ale już mogliśmy wychodzić na zewnątrz. Ogromne tereny, parki, super ogrody, pod tym względem rewelacja. Na szczęście wszystko poszło zgodnie z planem i już jesteśmy w domku.
Przy wypisie dostaliśmy część zewnętrzną implantu (procesor) mogliśmy sobie wybrać kolor. Podpytywaliśmy o model Rondo (bez elementu na uchu), najpierw Pani powiedziała nam, że nie ma jeszcze tego, a po chwili przyniosła nam pokazać atrapy Ronda. Rondo ciekawie się prezentuje, już wcześniej wiedzieliśmy o tym modelu i po cichu liczyliśmy, że go zdobędziemy, jednak niestety nie udało się. Trochę byliśmy źli, że nie możemy go mieć, więc wyszliśmy stamtąd w nie najlepszym humorze.
29 maja
Zdjęcie szwów, jak zwykle czekanie, lekarz był jakiś dziwny. Młody i mało kompetentny, nie podobała mi się ta wizyta. Hela płakała podczas zdejmowania szwów.